14 stycznia 2021

Wy pytacie – ja odpowiadam: Q & A z blogiem Welthellsicht (I)

Pod koniec 2020 roku zaprosiłem Was do integracyjnego projektu. Oto jego efekty:  


Na czym to polega? Q and A (question and answer) to po prostu pytania i odpowiedzi. Jest to format pozwalający na komunikację między blogerem a obserwatorami. Umożliwia zacieśnianie więzów i wyjście poza standardowe ramy danego profilu. Wy zadajecie pytania, ja odpowiadam. 


Pytania zostały zadane. Pora na odpowiedzi! 


- Skąd ta pasja u Naczelnego? Chodzi mi nie tylko o chodzenie po górach i zwiedzanie tego, co niżej, ale też o tę żyłkę detektywistyczną, która pcha do szukania tych przeróżnych kontekstów kulturalnych, historycznych itd.

- Myślę, że pasję turystyczną wykształciła u mnie dobra (mój subiektywny odbiór) edukacja regionalna – przede wszystkim zawdzięczam ją moim wspaniałym, odpowiedzialnym wychowawczyniom w szkole podstawowej, które dbały o organizację ciekawych wycieczek po okolicy (o takich osobach mówi się - „z powołania”). Śnieżkę, Karpacz, Zamek Książ, Muzeum Przyrodnicze w Jeleniej Górze, Wambierzyce, Szczeliniec Wielki, zamek w Bolkowie, Rudawy Janowickie, Wrocław... i wiele innych w Sudetach i na Dolnym Śląsku zobaczyłem przed ukończeniem edukacji, właśnie dzięki wspaniałym nauczycielkom (do tego były wyjazdy poza Dolny Śląsk, liczne ogniska integracyjne, wyjazdy do teatrów i filharmonii - ach, wspaniałe wspomnienia!). Dodatkowo 12 lat mieszkałem na terenie Rudawskiego Parku Krajobrazowego – chodzenie po górach i lasach było w zasadzie częścią mojego codziennego życia (i niekiedy utrapieniem - bo każdy powrót do domu ze szkoły czy zakupów wiązał się ze zdobyciem szczytu. A zimy... to długa historia i liczne, też niebezpieczne przygody - takie anegdoty opowiadam czasem "mieszczuchom" znajomym i nie mogą uwierzyć)!
Znając tak dobrze okolicę, można nie zauważać jej niezwykłości. Wyjazd na studia sprawił, że obudziła się tęsknota. Za górami. Dzięki dystansowi zrozumiem, ile dla mnie znaczą. Jednocześnie wykształcenie humanistyczne – które wbrew modzie na deprecjonowanie tej grupy nauk bardzo sobie cenię – rozbudziło we mnie pasję poznawania historii, przyrody (zawsze tłumaczono mi, że dobry humanista to w dużej mierze samouk, poszukiwacz -, że studia dają "tylko" narzędzia i pokazują adresy, czasami otwierają drzwi – od nas zależy, co z tym zrobimy). Tak obudziła się chęć szukania kontekstów, „łączników” między tym, co tu i tam oraz teraz i wtedy. Bardzo lubię miejsce, w którym mieszkam,. Widzę jego wady, jego niewykorzystane szanse, jego zmarnowane okazje.... - ale nie potrafię być obojętny wobec niezwykłego czaru tego regionu. Ma nie tylko zmysłowe piękno – widoki, ale i głęboką, ciekawą historię, która skrywa mnóstwo sekretów i zaskakujących faktów czy legend. Poznając ją, sam za każdym razem przekonuję się, że trafiłem na bardzo żyzny grunt. Szkoda by było nie korzystać z takich warunków! Swoją fascynacją postanowiłem się dzielić. 


- Czy Naczelny korzysta z jakichś aplikacji podczas eskapad (i ewentualnie jakich)?

- Tak, szczególnie pomocna jest świetna aplikacja mapowa mapy.cz z wytyczonymi drogami dojazdowymi, ale i dokładnym przebiegiem szlaków pieszych. Mapa ta współpracuje z GPS i jeszcze nigdy mnie nie zawiodła. W wersji turystycznej oznaczone są na niej nawet najdrobniejsze detale i ciekawostki: budowle, pomniki, źródełka, pomniki przyrody, tablice pamiątkowe, punkty widokowe... Większość z takich miejsc ma na mapie hasło z opisem, czasem fotografie oraz linki do źródeł. Mapa pozwala wyznaczać trasy, obliczać ich długość oraz czas jazdy czy marszu. 
PS linki do tej mapy są umieszczone w najnowszych wpisach - zgodnie z sugestią jednego z pytających. 

- Najbardziej ulubione miejsce na mapie Dolnego Śląska?

- To chyba najtrudniejsze pytanie! Osoby, które od dłuższego czasu czytają blog, mogą się przekonać, że wiele lokalizacji się powtarza. Nie zawsze jest to oznaka tego, że szczególnie lubię dane miejsce. Bywa, że wracam w pewne lokalizacje, bo są moimi punktami przesiadkowymi, noclegowymi czy innymi ważnymi z punktu widzenia logistyki podróży. Będąc tam, korzystam z ich uroków. Trudno przecież na Dolnym Śląsku czy w Sudetach o miejsce, w którym nie byłoby czegoś ciekawego czy pięknego do zobaczenia! Wychodzę zresztą z założenia, że dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki – nie chodzi tu jednak o to, że nie ma sensu wracać w to samo miejsce – ale, że w zasadzie nigdy nie jest ono powtórnie tym samym miejscem! Za każdym razem trafiamy na inną pogodę, inna porę roku i dnia. Inną okazję (tak jak przysłowiowa rzeka, która za każdym razem ma jednak nieco inną wodę - więc nie ma szans, by wejść do tej samej, nawet, jeżeli próbujemy to zrobić w tym samym miejscu według współrzędnych geograficznych). Wiele miejsc diametralnie zmienia się w zależności od takich czynników (mam nawet cykl „4 pory roku” stworzony jakby na dowód tego założenia). Niemniej, są miejsca, które faktycznie działają na mnie magnetycznie. Bez wątpienia jest to Sokołowsko, gdzie zawsze chętnie wracam. Kocham Góry Suche – część Gór Kamiennych uważanych przeze mnie za najpiękniejsze w Sudetach. Miejscem niewyczerpanych inspiracji jest też dla mnie Wrocław. Miastem, które chyba najbardziej zaskakuje, a które niezwykle cenię - jest Wałbrzych. To fantastyczna przestrzeń wciąż niedoceniana, osławiona nieaktualnymi mitami, mająca za to wiele do zaoferowania. To lokalizacje, które jeszcze nie raz pojawią się na blogu. Są też miejsca na mapie regionu, które słyną z bycia turystycznymi hitami, a które mnie nie porywają. Ale nie o tym było pytanie ;) 


- Gdzie jeszcze nie był Naczelny, a co mu się bardzo marzy?

- Takich miejsc jest w zasadzie całkiem sporo. Są też takie – w nawiązaniu do zasady opisanej wyżej – w których byłem, ale które wymarzyłem sobie w odmiennych okolicznościach. W przypadku Dolnego Ślaska (również tego historycznego) i Sudetów takimi lokalizacjami i okolicznościami dla mnie są: nocny Bolesławiec, Śnieżka o wschodzie i zachodzie (mam już nieudane ze względu na pogodę podejścia do tego tematu), Śnieżnik z nową wieżą (kiedy ją zbudują). Do „odrobienia” mam też kilka zaległości, które ciągle odkładam – Żagań, Milicz, Trzebnica, Głogów, Kliczków, Goszcz... Lista w zasadzie... rośnie, a nie kurczy się, bo ciągle znajduję na mapie, w przewodniku czy w cudzych postach jakąś perłę, którą warto zobaczyć i poznać. Ach, ten Dolny Śląsk! 
Ponadto blog to też „podróże” literackie, artystyczne i naukowe. Tutaj w zanadrzu trzymam również kilka zaplanowanych "tras". Jeżeli po drodze nic się nie wydarzy, zaproszę Was do... Chile, źródeł Amazonki i nie tylko! Wszystko za sprawą historycznych ciekawostek z Dolnego Śląska i Sudetów. 
PS do marzeń zaliczam też Wenecję i Barcelonę - choć są daleko, poza "blogowym" regionem, który kocham i gdzie żyję - gdy tam dotrę, podzielę się z Wami wrażeniami! 


- No i może to, które Naczelny sam podpowiedział - co Go denerwuje?

- Są rzeczy w turystyce i promowaniu turystki, których nie rozumiem/nie są dla mnie ważne – ale nie mam z tego powodu wyrzutów, ani nie złoszczą mnie ich wielbiciele (nie dla mnie np. turystyka typu bushcraft, wczasy z plażowaniem,geocaching, ale i... uwaga: zdobywanie odznak - kompletnie mnie nie interesuje).
Zdarza się, że denerwują mnie (ale nie zawsze - wyjaśnię kiedy) miłośnicy tzw. urbexu – penetrowania miejsc trudno dostępnych, zrujnowanych. Zdarza się, że promują postawę usprawiedliwiającą ryzykowanie życia i zdrowia dla zdjęć i „zaliczenia” dawnego miejsca (co za tym idzie oglądalności postów). Dodatkowo sam fakt zaliczenia tego miejsca jest wystarczający – zauważyłem, że kwestiami drugorzędnymi jest niekiedy prawna własność obiektu czy też jego historia, a zwłaszcza położenie. Liczy się bycie tam. Posty (które krytykuję, ale nie każde) potrafią być opisane szczątkowo – bywa, że z założenia nie podaje się pełnej nazwy miejsca, żadnych wskazówek lokalizacyjnych. Nie chodzi zatem o odkrywanie atrakcji turystycznych, promowanie regionu – a jedynie kreowanie własnego wizerunku. Uważam to za rodzaj sportu ekstremalnego i w takim wydaniu za czynność wręcz niekiedy szkodzącą turystyce. (Wchodziłem nawet w dyskusje z adminami niektórych grup tematycznych związanych z turystyką. Nie podobało mi się udostępnianie niektórych postów typu urbex z miejsc, które część osób identyfikuje, a które są wyłączone ze zwiedzania. W dodatku autorzy tych postów nie podpisywali miejsc, tytułując je jedynie tajemnymi skrótami (JA byłem, a wy NIE - i się nawet nie dowiecie gdzie - patrzcie jaki jestem fajny). Słowem promocja tylko i jedynie swoich własnych „osiągnięć” - zero promowania regionu. Pytałem grzecznie: po co zatem promować osoby, których w gruncie rzeczy nie obchodzi dany zabytek ani nawet region – oni tylko chcą zaliczyć coś niezwykłego, co zaszokuje ich obserwujących – w dodatku grają im na nosie, robiąc tajemnicę ze swoich szlaków? To pytanie stawiam też Wam, choć zdaję sobie sprawę, że możecie lubić tego typu twórczość. Wasze prawo i to szanuję. Dodam, że są blogi amatorów eksploatatorów i odkrywców, których podziwiam i szanuję). 

Kolejną rzeczą, która mnie niezwykle irytuje, jest powszechna mania fotografii z dronów i uwielbienie tej formy pokazywania zabytków czy widoków. Według mnie utrwala ona jedynie krajobrazy niemożliwe do zrealizowania podczas wycieczki, ułudę podróżowania! Czy naprawdę promujemy turystykę wśród gołębi? Co przyjdzie mi z oglądania dachu zamku czy katedry, skoro budowano je tak, by widz oglądał, jak pną się ku górze? (rzuty czy plany budowli obejrzymy na mapach i projektach - nie potrzeba do tego zdjęć z dronów).  Po co oglądać wieżę widokową z lotu ptaka, skoro powstała ona po to, by wspinając się na jej szczyt – na taras widokowy  - oglądać widoki z tej perspektywy (owszem wieże bywają teraz ciekawymi budowlami, ale wciąż z dominującą funkcją użytkową). Widok z drona nie pokaże nam w dodatku takiej samej panoramy. Za każdym razem na zdjęciu oglądamy coś, czego nie zobaczymy - obietnicę, której nie jesteśmy w stanie zrealizować (co więcej - w zasadzie sam autor został "oszukany", gdyż jedynie jest "udostępniającym" produkt wykreowany przez gadżet). Nie rozumiem zatem czarowania - wręcz epatowania "ikarowym" spojrzeniem (eh, ta odwieczna chęć latania i pułapki z nią związane!), nieosiągalnym dla zwiedzającego. Na mnie działa to frustrująco. Patrzę na to jak na rodzaj iluzji, czasem swego rodzaju "oszustwa" (jakim są sztuczki czy złudzenia optyczne). Czy nie lepiej jest pokazać piękno przedmiotu, obiektu z takiej perspektywy, z jakiej może go również ujrzeć zainspirowany przez nas miłośnik zabytków czy przyrody? Tylko tak będzie mógł odnaleźć w tym miejscu czy budowli piękno, tajemnicę, którą chciał przekazać autor zdjęcia.
W jednym, jak i drugim przypadku sama forma uprawiania tego typu turystyki jest mi całkowicie obojętna - drażni mnie jedynie próba robienia z tego typu relacji formy promowania turystyki czy regionu. Ponownie jest to jedynie moja bardzo subiektywna interpretacja i dywagacje. Wasze zdanie może być odmienne i nie mam zamiaru Was nawracać. Chciałem jedynie wyjaśnić moje spojrzenie na te kwestie. Podpieram je autorskimi "argumentami" (wiem, że jest to jedynie subiektywny manifest estetyczny). 

Zupełnie odrębnym tematem, który nie tyle mnie irytuje, denerwuje, co raczej martwi i niepokoi, jest budowanie turystyki masowej wokół martyrologii oraz miejsc związanych z historiami tragicznymi i wręcz okrutnymi. Co więcej - coraz częściej robi się z tego "atrakcje" podane w jarmarcznym sosie. Sensacja "na Hitlera" czy inny reżim jest zupełnie nie w moim guście - ale to, co obserwuję, wykracza znacznie poza "nie chcę - nie idę". Mam niekiedy wrażenie, że jesteśmy - omen nomen - bombardowani ofertą turystyczną, ale i historią, w której z minionych dramatów robi się tanią sensację i maszynkę do pieniędzy. Gdyby tego typu "akcje" pozostawały w niszy, nie miałbym może "odruchu" ostrzegawczego. Niestety są one często masowe i stają się marką. Serduszka pod zdjęciami ze swastyką nie wyglądają dobrze, nawet jeżeli zdjęcie pokazuje najpiękniejsze miejsce na Dolnym Śląsku. To jednak również moja bardzo subiektywna ocena - zdecydowanie wolę tematykę związaną z postępem, odkryciami, twórczą stroną ludzkiej aktywności (choć i ona czasami ociera się o rozmaite negatywne i nie zawsze chlubne aspekty. Staram się jednak nie epatować szczególnie dramatycznymi i bulwersującymi zagadnieniami. Do tematyki śmierci wolę podejść z zadumą, masowe mordy i miejsca z nimi związane - raczej staram się omijać - zwłaszcza, jeżeli jakieś miejsce nie jest w zasadzie związane z niczym innym. Wyjątki są bardzo rzadkie. Jeżeli kiedykolwiek naruszyłem w ten czy inny sposób Wasze sumienie, godność, poczucie estetyki, moralności - dajcie znać, w czym problem). 

- Czy jest możliwość, abyś w postach zamieszczał informacje, czy dane miejsce jest dostępne/łatwe dla dzieci np do 6 roku życia? Od razu czy można wejść z psem.

- Bardzo nie lubię wskazówek typu łatwe/trudne nawet dla dorosłych. Nie raz słyszałem, że przełomy pod Książem są trudne, a ja wybieram się tam na niedzielny spacer, aby odpocząć. W Góry Wałbrzyskie, gdzie niektórzy narzekają na szlaki, poszedłem kiedyś z torbą bagażu, bo nie chciałem czekać na dworcu w Jedlinie na spóźniony pociąg. Dało się. Szczeliniec Wielki zwiedziłem latem w sandałach (PS przypominam, że wychowałem się w górach i w od dziecka w dziurawych trampkach wchodziłem na skały i góry). Tym bardziej trudno mi ocenić, czy dana trasa spełnia wymogi kondycyjne dzieci (zwłaszcza, że w góry wybierają się rodzice z pociechami w bardzo różnym wieku). Garstka postów na blogu dotyczy miejsc, które zwiedziłem wspólnie z dzieckiem (bratanicą). Na wielu trasach widziałem dzieci, ale trudno mi ocenić, w jakim stopniu szlak był dla nich trudny czy łatwy. Natomiast istnieją bardzo ciekawe blogi – również dotyczące Dolnego Śląska i Sudetów – które prowadzą rodzice podróżujący z dziećmi. Warto obserwować ich posty. W razie wątpliwości po prostu pytać autorów - myślę, że będą zadowoleni, że ich post i porady pomogły. To samo tyczy się psa. Jestem posiadaczem czworonoga, ale niestety od ponad 4 lat staruszek nie jest w stanie podróżować. Dlatego nie wypowiadam się też o dostępności szlaków dla zwierząt. Są na pewno blogerzy, którzy to robią. Ponadto zwłaszcza na Facebooku aż roi się od grup, w których można zapytać.
PS. Najnowsze posty ze szlaków mają eksperymentalnie – po tym zapytaniu - czasami bardzo uproszczone wskazówki dotyczące dostępności. W razie Waszych uwag odnośnie tego zabiegu, czekam na sugestie.  


- Brakuje czasami prostej mapki. Czy możesz wrzucać chociażby printscreena z jakiejś aplikacji?

- Bardzo słuszna uwaga i już wdrożyłem ten postulat w życie. Nowe posty zawierają linki do lokalizacji na bazie Google Maps i Mapy.cz (które polecam wyżej). Postaram się również w miarę czasu i możliwości aktualizować pod tym kątem również posty z ubiegłych lat. Dziękuję za tę wskazówkę. 


Bardzo dziękuję za Wasze pytania! Mam nadzieję, że odpowiedzi są satysfakcjonujące. W tytule posta celowo zamieściłem numer. Chciałbym, żeby ta formuła była kontynuowana. Dlatego czekam na Wasze kolejne pytania i uwagi. Można je wysyłać w wiadomościach na Facebooku i Twitterze oraz w komentarzach na blogu. Proszę o zaznaczenie, że pytanie dotyczy cyklu #QandA!

Przemyślcie, co Was interesuje w kwestii działania bloga i mojej pracy związanej z blogowaniem i social mediami. Proszę nie zadawać pytań typu, co zwiedzić w weekend w Sudetach. Od tego są posty typu #poradnik na blogu. Wyjdźmy poza ramy. Jeżeli macie jakieś pytania dotyczące tego, co lubię w turystyce i swoim regionie, co mnie denerwuje w nowych trendach turystycznych i blogowych, co sądzę o niektórych z nich, jak powstają posty, skąd pomysł na takie działanie, jakie są moje radości i smutki z tego wynikające, ale też turystyczne marzenia czy osiągnięcia.... to właśnie jest moment, by je zadać. Takie i tym podobne. Bez bardzo prywatnych i typowo poradnikowych.


(posty z tego cyklu) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz