Zapraszam na skrót z wrażeń związanych z moim wakacyjnym podróżowaniem w 2020 roku.
Przed rokiem zdecydowałem się na piękną i znacznie dalszą podróż. Część trasy obejmowała Niemcy (kilka landów) i skrawek Francji, ale i nie zabrakło swojskich, polskich akcentów. Spełniłem wiele turystycznych marzeń. Widziałem miejsca wspaniałe i niezwykle pasjonujące, które od lat chciałem bardzo poznać. Mój ubiegłoroczny urlop był też wyjątkowy z innego powodu, przypadł na jesień. Więcej na temat tamtego wyjazdu w poście TUTAJ.
W tym roku było nieco inaczej. Zdecydowałem się na typowo letni wypoczynek, u szczytu sezonu. A że lubię aktywnie korzystać z czasu wolnego: zwiedzać – pora ta okazała się mocno niekorzystna: fale upałów i gwałtowne letnie burze (byłem tuż obok Kłodzka, kiedy to miasto nawiedziło słynne sierpniowe podtopienie...) oraz tłumy wczasowiczów nie sprzyjały komfortowi podróżowania i obcowania z interesującymi zabytkami czy miejscami. W dodatku pandemia dawała się we znaki rozmaitymi ograniczeniami i komunikacyjnymi wykluczeniami pewnych regionów. To wszystko w dużej mierze zaważyło na kształcie moich wakacji i wyborze miejsc. Niemniej – udało mi się konstruktywnie wykorzystać czas. Mam nadzieję, że spodobają Wam się moje wspomnienia w postaci postów na blogu.
Zupełnie przypadkowo mój urlop miał kilku niezamierzonych patronów i w pewnym sensie dopełnił interesującą klamrą poprzedni wakacyjny wyjazd. Tym razem moimi duchowymi przewodnikami byli: Goethe, Wagner i Karkonosz. Poeta, kompozytor i legenda Sudetów. Ich biografie oraz twórczość i kreacja spoiły odległe miejsca w jedną sensowną tkankę, której narrację stanowiła historia i bogactwo kulturalne oraz przyrodnicze odwiedzonych regionów. Byłem bowiem w Lwówku i we Wrocławiu, gdzie Wagner koncertował, ale też w Sopocie, gdzie powstała letnia opera, w której wystawiano dzieła tego kompozytora, oraz w Teplicach, gdzie urodził się pierwszy tenor Wagnerowski. Odwiedziłem też miejsca, które w sierpniu i wrześniu 1790 roku odwiedził Goethe. Duch Liczyrzepy towarzyszył mi na szlakach w Szklarskiej Porębie i w Teplicach. Warto też wspomnieć o paralelach łączących urlopy w 2019 i 2020 roku. Na przykład Festspielhaus w Bayreuth, który odwiedziłem w 2019 roku, był inspiracją do powstania opery leśnej w Sopocie (przypomnę, że pisałem na blogu o mieszkańcu Jeleniej Góry, który gościł na otwarci teatru w Bayreuth, a później mieszkał w Gdańsku i był świadkiem otwarcia opery w Sopocie!).
Ale zacznijmy od początku.
W czasie urlopu w 2020 roku udało mi się odwiedzić polskie i czeskie atrakcje, byłem w górach i nad morzem (debiut morza na blogu!), pod ziemią (kopalnia z trasą podziemną) i nad ziemią (na wieżach i punktach widokowych - w tym na jednym położonym ponad 1000 m nad poziomem morza, w którym kilka dni wcześniej moczyłem nogi ;) ). Zwiedzałem muzea, kościoły, deptaki, parki.... Byłem w miejscach znanych mi, ale wciąż odkrywanych, ale i w nowych – choć całkiem bliskich, mijanych. Pojechałem też ponad 500 km na północ, by zauroczyć się Trójmiastem.
Zacząłem od tego, co na własnym podwórku. Dolny Śląsk to taki region, na który życia może braknąć, by zobaczyć wszystkie wspaniałości i odkryć jego uroki. Już pierwsze chwile urlopu to przelotne spotkanie z doskonale mi znanym Mieroszowem. Udało mi się podczas niedługiej przesiadki odkryć nowe miejsce w tym miasteczku – chodzi o skwer związany z serialem kręconym tam pół wieku temu.
Bardzo piękna była jednodniówka do Świerzawy, Złotoryi i Lwówka Śląskiego. W tej pierwszej miejscowości zobaczyłem wspaniały, unikatowy romański kościół św. Jana i Katarzyny z polichromiami z XIII wieku!
Bardzo miłym zaskoczeniem była piękna i gościnna Złotoryja. Miasteczko ma ciekawą historyczną zabudowę i rozmaite zakamarki, w których można zetknąć się z historią. Kościół Narodzenia Najświętszej Maryi Panny urzeka fantastycznym wyposażeniem (ambona, studnia!), ale i wieżą widokową (a w niej również ciekawe aranżacje, jak loch czy biblioteka łańcuchowa oraz mechanizm zegara). W miasteczku działa też muzeum, są piękne fontanny, pozostałości po murach miejskich i basztach (jedna z nich jest również widokowa). Niestety nie udało mi się zwiedzić kopalni, która była akurat wyjątkowo nieczynna.
Kolejnym przystankiem był Lwówek, a tam głównie niesamowity ratusz oraz Szwajcaria Lwówecka. W tym mieście koncertowali wielcy muzycy, Wagner, Liszt, Berlioz. Tutaj odbył się pierwszy turniej rycerski oraz działa najstarszy browar.
Intensywna była też moja wyprawa jednodniowa na trasie Świdnica – Wrocław. Odwiedziłem m.in. po raz kolejny piękne Muzeum Kupiectwa w Świdnicy, świdnicki rynek, ale i mnóstwo wrocławskich perełek, w tym znane mi już muzea (z nowymi wystawami), ale i kilka kościołów, z których jeszcze na blogu zdjęć nie było (św. Michała Archanioła we Wrocławiu-Ołbinie czy Bożego Ciała). Wrocław i Świdnica to miasta, które znalazły się na trasie podróży Goethego.
Niesamowitą przygodą był wyjazd na krótki, ale intensywny pobyt w cudownym Gdańsku i Sopocie. W ciągu kilkunastu godzin udało mi się zobaczyć najważniejsze atrakcje nadmorskich klejnotów (zabytki, muzea, molo, operę), ale i zamoczyć nogi w Bałtyku tuż po wschodzie i o zachodzie słońca. Było wspaniale za dnia i po zmierzchu! W Gdańsku i Sopocie podziwiałem cudowne wnętrza, bogate ulice, ekspozycje muzeów, ale i widoki z kilku wież i punktów widokowych.
Znalazłem czas na kilka typowo relaksacyjnych dni „dla mnie”, które spędziłem na basenach.
Ale szybko wróciłem do zwiedzania. Na trasie znalazła się Szklarska Poręba. W upalnych Karkonoszach i Górach Izerskich wspiąłem się na Wysoki Kamień, z którego podziwiałem panoramy na okolicę (1058 m n.p.m.). Następnie był wodospad Kamieńczyka (846 m n.p.m.), Krucze Skały, Złoty Widok i skała Chybotek. Stanąłem też twarzą w twarz z Karkonoszem (na pomniku), a nawet odwiedziłem jego symboliczny grób.
Wałbrzych i Szczawno-Zdrój to miejsca, które znam niemal, jak własną kieszeń. Bywam tam często i nawet „bez powodu”. Tym razem odświeżyłem sobie Starą Kopalnię, którą po raz pierwszy zwiedzałem upalnego lata podczas urlopu w 2015 roku. Przyjemnie było poczuć chłód trasy podziemnej! W Szczawnie – standardowo: nieśmiertelny deptak, park zdrojowy i inne atrakcje uzdrowiska. Już po raz "enty", ale ciągle sprawiają radość!
To nie koniec uzdrowisk. Były jeszcze Duszniki. Tam Dworek Chopina (gdzie geniusz koncertował w sierpniu - niemal 200 lat przed moim urlopowym pobytem w kurorcie), park, gdzie miałem okazję usiąść przy nowym parkowym całorocznym fortepianie Cadenza i zobaczyć pokaz najwyższej fontanny. Wspaniale było też stanąć wreszcie, po wielu nieudanych próbach, obok słynnej ambony w kształcie wieloryba! W dodatku wokół kościoła są ciekawe nagrobki polskich kuracjuszy z XIX wieku, w tym żołnierzy Kościuszki i Dąbrowskiego. Innym zabytkowym polskim akcentem, który wypatrzyłem, była tablica upamiętniająca pobyt króla Jana Kazimierza. Władca (bohater "Potopu" Sienkiewicza) odwiedził kurort, po abdykacji, również w sierpniu, ale 351 lat przede mną.
Ponadto wypoczywałem nad malowniczym jeziorem w przygranicznej miejscowości Česká Skalice oraz ponownie zwiedziłem niesamowite skalne miasto w Teplicach. Ten cud natury zwiedzał m.in. Goethe. W miasteczku zaś mogłem znów stanąć obok pomnika Tichatschka, pierwszego tenora wagnerowskiego, który urodził się tam, w sudeckiej miejscowości.
Mam nadzieję, że ten opis zachęcił Was do pozostania ze mną i do śledzenia kolejnych postów na blogu!
Dziękuję rodzinie i znajomym za wspólny czas podczas wolnego
oraz zapraszam moich obserwujących do wirtualnego zwiedzania bloga oraz realnego podróżowania śladem moich postów.
oraz zapraszam moich obserwujących do wirtualnego zwiedzania bloga oraz realnego podróżowania śladem moich postów.
Zapraszam!
- dodaj do zakładek i odwiedzaj:
- polub i obserwuj – codziennie rocznice, wspomnienia i upamiętnienia:
kilkadziesiąt nowych postów miesięcznie: Dolny Śląsk, Sudety, historia, przyroda, sztuka, muzyka, ciekawostki!
ponad 1300 galerii na Facebooku
ponad 2600 postów na blogu
ponad 4000 obserwatorów na FB
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz