Translate

10 kwietnia 2018

Odkrywam kamiennogórską księgę – cz. VI: wszystkie „straszne” dodatki „e” i co jeszcze w baroku było znane?

W tym odcinku sprawdzamy składy specyfików z drogerii i sklepowych półek. Następnie zajrzymy do barokowego starodruku, by sprawdzić, czego współcześnie używamy w farmacji, produkcji spożywczej czy kosmetologii! W starej aptecznej księdze z Kamiennej Góry znajdziemy m.in. substancje ukrywające się w składach pod kodami E 120, E 132, E 170 czy E 414. Ale też mannę z nieba, mleko księżycowe z jaskini czy masę perłową. To i jeszcze więcej ciekawostek! 


(karta tytułowa „Gründliche Beschreibung fremder Materialien und Specereyen Ursprung”)*

Przyznam osobiście, że ta część odkrywania była – poza pracą nad czekoladą, gdzie potrzebowałem poszukiwań w zbiorach amerykańskich, niezwykłych zbiegów okoliczności oraz pomocy lipskiej biblioteki uniwersyteckiej (serdecznie dziękuję!) – najbardziej pasjonująca i pouczająca. Mam nadzieję, że spodoba się też moim Czytelnikom! Uważam ją za pewnego rodzaju pomost pomiędzy czasami Vielheuera a naszymi.





O co w tym wszystkim chodzi?
Kolejny odcinek moich badawczych przygód z niezwykłą księgą aptekarza z Kamiennej Góry. Przypominam: to on jako pierwszy w niemieckojęzycznej literaturze użył słowa czekolada i podał przepis na ten przysmak. Jeszcze zanim powstała oranżeria Ludwika XIV uprawiał swoje własne drzewko cytrusowe. Wreszcie kilkanaście lat przed aptekarzem tego króla napisał „dla wszystkich miłośników medykamentów” dzieło popularyzujące zielarstwo i farmację nie w łacinie, a w języku narodowym (niemieckim).
Kolejną część poznawania „Gründliche Beschreibung fremder Materialien und Specereyen Ursprung” (1676 r.) poświęcę tym dodatkom spożywczym oraz specyfikom kosmetycznym i farmaceutycznym, które są nadal w użyciu.

Nie wszyscy są tu kolejny raz, śledząc cykl, więc przypomnę. „Gründliche Beschreibung fremder Materialien und Specereyen Ursprung...” jest ciekawą pamiątką minionych czasów. Pełny tytuł dzieła to iście barokowa finezja składająca się z około 30 słów na okładce i ponad 60, w pełnej wersji, na karcie tytułowej! Na prośbę czytelników i dzięki pomocy specjalistów germanistów przedstawiam jego pełną tłumaczoną wersję! Oto ona:

"Gruntowny opis rzadkich substancji i przypraw. Proweniencja, wzrost, pochodzenie i ich natura i właściwości: jak również, której planecie każda z nich podlega, do tego różne uwagi, co ten czy inny olej destylowany czy ekstrahowany daje, wraz z przedziwnymi rzeczami historycznej natury, starannie zebrane od uczonych i wiarygodnych autorów, podzielone na trzy części, pierwsza traktuje o metalach i minerałach etc., druga o ziołach, korzeniach i kwiatach etc., trzecia część o zwierzętach i co od nich pochodzi. Dla wszystkich miłośników medykamentów dla dobra zebrane i do druku przekazane przez Christopera Vielheuera”. 

Barwniki, kosmetyki etc...
W „Gründliche Beschreibung” znajdziemy całą masę niezwykłych substancji. Mają one różne konotacje. Część z tych związków chemicznych, roślin czy minerałów oraz ich znaczenia lub konteksty (np. astrologiczny, śląski, baśniowy oraz historyczny) już omówiłem we wcześniejszych odcinkach. Pora na kolejną dawkę wiedzy. Również dla mnie było tu wiele nieoczekiwanych niespodzianek. W tym minirozdziale wyliczę kilka substancji o znaczeniu przemysłowym bądź typowo farmaceutycznym.

W książce znajdziemy chociażby catechu (czyli również Terra Japonica). To proszek sporządzany z drewna akacji. Używa się go w kosmetykach i barwiarstwie tkanin.

(eksponat z Muzeum Tkactwa w Kamiennej Górze – wystawa „Tradycyjne techniki zdobienia tkanin”)

(i fragment dzieła Vielheuera)

Kolejny barwnik na liście to Cochinillia Coccionella, czyli kolor uzyskiwany z owada! Jest nim Czerwiec kaktusowy. Właśnie z tego robaczka powstaje koszenila. Używana była od wieków jako barwnik do tkanin, a dziś nawet jako dodatek spożywczy! Pod nazwą E-120 znajdziemy go w jogurtach, kisielach czy lekach. Warto dodać, że jeden kilogram koszenili uzyskuje się z około 155 tys. owadów!

(eksponat z Muzeum Tkactwa w Kamiennej Górze – wystawa „Tradycyjne techniki zdobienia tkanin”)



(i fragment dzieła Vielheuera)

Następny na naszej liście jest: Indigo. W chemii znany jako błękit indygowy, a na liście dodatków jako E 132. Otrzymuje się go z Indygowca. Choć substancja pochodzi z rośliny, w książce Vielheuera pojawia się w części księgi o minerałach. Nie oznacza to jednak, że aptekarz mylił się, co do pochodzenia barwnika (koszenila też jest w tej mineralnej części). W opisie wspomina, że indygo wytwarza się z odpowiednich roślin. Barwiący proszek przypomina jednak bardziej startą skałę niż ziele czy olej roślinny.

(eksponat z Muzeum Tkactwa w Kamiennej Górze – wystawa „Tradycyjne techniki zdobienia tkanin”)
(i fragment dzieła Vielheuera)

Następnym ciekawym związkiem na naszej liście jest Creta alba. Dziś znany jako węglan wapnia. To również dodatek, który znajdziemy w spisie E, który sporządził Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności. Węglan wapnia nazywa się tam E 170. Służy jako utwardzacz, ale też jako biały barwnik m.in. w wypiekach czy lodach.

Na koniec jeszcze bardzo znana i rozpowszechniona... Gummi Arabicum czyli Guma arabska, dodatek o numerze E 414. Stosowana jest w żywności jako emulgator. Znajdziemy ją też w lekach, ale i w... kleju do znaczków pocztowych.


Prosto z drogerii 
Na etykietach kremów, nawet tych popularnych, znajdziemy np. tajemniczą substancję Cera alba. Tak nazywa się ona w INCI (Międzynarodowe nazewnictwo składników kosmetyków). Taką nazwę nosi też w książce z XVII wieku. Co to takiego? To nic innego jak naturalny, bielony wosk pszczeli.

(i fragment dzieła Vielheuera)

Kolejna substancja z dzieła Vielheuera, mająca do dziś zastosowanie, to Balsamum peruvianum. Nazywa się go u nas Balsamem peruwiańskim. Jest to lek naturalny wyciekający z uszkodzonej kory drzewa o nazwie Woniawiec balsamowy. Balsam ten jest składnikiem maści Balsam Tolu. Właśnie z tego mazidła otrzymany został toluen. Ten związek znajdziemy dziś np. w lakierach do włosów i paznokci.


(i fragment dzieła Vielheuera)

Teraz powiew luksusu. Już samo brzmienie jest tyle tajemnicze, co zapowiadające coś drogocennego. Oto przed nami: Mater Perlarum. Jest to macica lub też masa perłowa. Tę substancję znajdziemy np. w kremach (tam zwykle jako nacre albo Mother of Pearl). Masę stosuje się też w niektórych lekach homeopatycznych. Jest to nic innego jak błyszcząca warstwa muszli niektórych małżów.

(Poławianie pereł – rycina z książki Vielheuera)

Nie brakuje też rozmaitych wonności, bez których i dziś trudno sobie wyobrazić życie. W „Gründliche Beschreibung” znajdziemy na przykład Olibanum. To nic innego jak olejek z kadzidłowca. Do dziś używany w kosmetykach. Z kolei Oleum Olivarum to pospolita dziś oliwka. Produkt ten jest nie tylko w powszechnym użyciu spożywczym. Znajdziemy go też w rozmaitych kosmetykach, gdzie stanowi bazę, i lekach (np. do czyszczenia uszu). Z kolei piżmo, zwane w książce Moschus Alexandrinus, to wydzielina pochodzenia zwierzęcego. Na etykietach najdziemy ją często jako musk. Słowo to ma pochodzić z azjatyckiego wyrażenia „muskah”, które ma oznaczać jądra. Wierzono, że ten utrwalacz perfum pochodzi właśnie z tej części ciała piżmowca. Przypomnijmy, że podobnie było w przypadku kastoreum pozyskiwanego od bobrów (również opisanego w książce barokowego badacza).

Leki i przyprawy 
W książce Vielehuera nie brakuje też substancji leczniczych. Różnorakich ziół jest cała masa. O niektórych (takich jak na przykład Różeniec górski, już była tu mowa). Teraz coś jeszcze bardziej niezwykłego. Mamy dziś prawdziwy boom na rozmaite "superfood". Egzotyczne owoce i rośliny mają być zapomnianym panaceum. Wiele osób ocenia tego typu modę negatywnie. Słyszy się, że zainteresowanie importowanymi ziołami jest chwytem marketingowym sprytnych handlarzy i nie ma nic wspólnego z rzeczywistymi właściwościami zdrowotnymi. Ot, głupia moda na coś nowego. Swego czasu do rangi cudownego specyfiku urosła tzw. Sarsaparilla. Pod tą nazwą ukrywa się lek uzyskiwany z korzeni różnych gatunków kolcorośli. Nowość na rynku europejskim i pusta moda? Nic bardziej mylnego. Sarsaparillę znajdziemy też u XVII-wiecznego aptekarza z Kamiennej Góry.


(rozdział poświęcony modnemu dziś superfood – Sarsaparilli) 


Inną ciekawostką jest Manna calabrina. To substancja, która ma słodki smak i w medycynie oficjalnej była używana jako środek przeczyszczający i poprawiający smak leków. Zawiera związek o nazwie chemicznej mannitol, mannit. To organiczny związek chemiczny (polihydroksylowy alkohol cukrowy). Uzyskuje się go z drzewa o nazwie Jesion mannowy. Co ciekawe według wielu naukowców właśnie ta substancja była biblijna manną z nieba. Dziś związek z manny znajdziemy np. w popularnych tabletkach rutinacea.

U Vielheuera znajdziemy też ciekawą roślinę o nazwie Sena Orientalis (nazwa botaniczna w Polsce Senna alexandrina). Produktem z tego ziela (zwanego też strączyniec ostrolistny) jest tzw. senes. Senę znajdziemy w popularnym specyfiku, który nawiązuje do nazwy rośliny – Xenna.

(rycina przedstawiająca Sena Orientalis w książce Vieleheuera)


Jak z alchemii... 
Brzmią dość mrocznie, ale są obiektem badań naukowców. Taka choćby Nux Vomica – czyli Kulczyba wronie oko. To roślina, która zawiera strychninę. Ta trucizna, znana z dawnej literatury, dziś wciąż wykorzystywana jest w wielu lekach.

Nie mniej magicznie brzmi Mandragora. W legendach średniowiecznych znajdowały się rozmaite fantastyczne opisy na temat pochodzenia i znaczenia tej rośliny. Ale i jej wyglądu. Antropomorficzny kształt korzenia rozbudzał wyobraźnię alchemików i...  czarownic. Mandragora lekarska stosowana jest do dziś jako ziele oraz roślina ozdobna. W książce Vielheuera na szczęście nie przypomina już małego ludzika wyrywanego z ziemi (podobno z krzykiem jak przy porodzie!).

(Mandragora na rycinie w książce Vielheuera)

Na koniec coś niezwykłego. Mleko księżycowe. Cóż to takiego? Pod nazwą  Lac Luna kryje się... osad z jaskiń. Okazuje się, że tę substancję znano od wieków. Stosowana była w alchemii, a później w aptekarstwie. Jak wiemy w medycynie w Europie nawet do XIX wieku były w użyciu sproszkowane mumie i inne wręcz kanibalistyczne „leki”. Mleko księżycowe więc nie dziwi. Zaskakujące jest jednak to, że substancja ta jest przedmiotem badań współcześnie! Jakiś czas temu fora internetowe opanowała informacja właśnie poświęcona Lac Luna. Rozmaite blogi i inne źródła podawały, że „rosyjscy naukowcy” wykazali wielkie zdrowotne właściwości jaskiniowej mazi. Ma to być rzekomo cudowny naturalny antybiotyk. Czyżby kolejna zapomniana wiedza sprzed wieków? Na pewno bardziej realna niż róg jednorożca.


(rozdział książki Vielheuera poświęcony Lac Luna)

cdn....

Zobacz też:
* Pierwsza część, dotycząca CZEKOLADY – TUTAJ
** część dotycząca JEDNOROŻCÓW – TUTAJ
*** część dotycząca POMARAŃCZY, TYTONIU I MUMII – TUTAJ
**** AKCENTY POLSKIE, ŚLĄSKIE I KARKONOSKIE – TUTAJ
*****  ASTROLOGIA - TUTAJ


* Ilustracje z książki Vielheuera pochodzą z: egzemplarza książki, której posiadaczem był wybitny badacz historii farmacji oraz kolekcjoner cymeliów Helmut Vester. Książkę w wersji dygitalizowanej udostępniła biblioteka w Düsseldorfie.


Więcej ciekawostek wkrótce!



UWAGA
Powyższy tekst stanowi własny i autorski opis badań i poszukiwań autora nn. bloga! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz